Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mellow Mood: Nie ma słów, które opisują miłość [ROZMOWA NaM]

Redakcja
Kinga Czernichowska, Polska Press
O muzyce reggae, różnych rodzajach miłości i o tym, czym dla artysty jest sztuka rozmawiamy z Lorenzo z włoskiego zespołu Mellow Mood. Grupa zagrała 10 sierpnia na Regałowisku w Bielawie, dwukrotnie występowali też na wrocławskim festiwalu reggae One Love. Zapraszamy do przeczytania wywiadu.

Mellow Mood to zespół reggae, pochodzący z Włoch. Grupa uznana została najlepszym włoskim zespołem reggae 2009 roku. Muzyczną karierę jako grupa rozpoczęli cztery lata wcześniej. Zadebiutowali jednak właśnie w 2009 roku, wydając album "Move!". W 2012 roku ukazała się kolejna płyta "Well Well Well", a o Mellow Mood zaczęło robić się coraz głośniej. Po następnych "Twinz" pojawił się "2 the World", a w tym roku światło dzienne ujrzał album "Large". Zespół kilkukrotnie występował w Polsce. Naszej publiczności dali się poznać na wrocławskim festiwalu One Love Sound Fest w 2012 roku - promowali wtedy album "Well Well Well", a dwa lata później przyjechali na ten sam festiwal, promując "Twinz". W tym roku zespół gościł na Regałowisku w Bielawie, a niedawno zagrał u naszych sąsiadów, na Uprising Festival w Bratysławie na Słowacji.

Grupę tworzą bracia bliźniacy: Jacopo i Lorenzo Garzia,a także Antonio Cicci, Giulio Frausin i Filippo Buresta. Właśnie z Lorenzo Garzia mieliśmy okazję rozmawiać podczas Regałowisku w Bielawie.

Zobacz też: Regałowisko 2018. Mellow Mood na festiwalu w Bielawie [FOTO]

Zapraszamy do przeczytania tej rozmowy.

To nie jest Wasz pierwszy raz w Polsce. Jak się tutaj czujecie?

Rzeczywiście, to nie jest nasz pierwszy raz tutaj. Kilka lat temu graliśmy w Polsce na One Love we Wrocławiu i mieliśmy tu trochę wolnego czasu.

Pamiętam ten koncert.

Potem mieliśmy przerwę i znów odwiedziliśmy Polskę - zdaje się - trzy lata temu. Super być tu z powrotem.

Ten koncert na One Love - to było coś znaczącego w Waszej karierze? Tak naprawdę polscy fani dopiero wtedy usłyszeli o Mellow Mood. Teraz macie tu całą rzeszę fanów.

Tak, wróciliśmy na ten festiwal jeszcze dwa lata później. Zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci, koncert był bardzo dobry, ale mam wrażenie, że poziom tego festiwalu - o ile wtedy był bardzo wysoki - zaczął powoli spadać.

Jaki był koncept Waszego najnowszego albumu, "Large"? Poruszacie wiele ważnych tematów, chodzi o znaczący, świadomościowy przekaz. Zwracacie uwagę na to, by odejść od konsumpcjonizmu, wyłamać się z systemu, widać to także w teledysku do jednego z Waszych utworów, zatytułowanego właśnie "Large".

Nie było żadnego konceptu. Kiedy piszemy piosenki, to po prostu piszemy piosenki, płyniemy na "flow". Rozmawiamy i śpiewamy o rzeczach, o których chcemy porozmawiać. Ostatecznie utwór "Large" stał się utworem tytułowym dla tej płyty. Ale ten album mówi o kilku rzeczach, różnych tematach. Są też piosenki o miłości. Oczywiście, większość utworów niesie ze sobą jakiś głębszy, świadomościowy przekaz. Tworzymy muzykę reggae, nie pop. A roots reggae to muzyka świadomościowa, to muzyka dla ludzi uduchowionych, dla trzeciego oka (trzecie oko to koncepcja mówiąca o odczuwaniu rzeczy, których nie da się zobaczyć, chodzi o dodatkowy zmysł, który pozwala na rozwój wyższego poziomu świadomości oraz zaakceptowanie, że wszystko jest jednością - przyp. red.), nie dla materialistów. W definicji brzmienie reggae jest bardzo organiczna i jesteśmy bardzo dumni i szczęśliwi z tego albumu.

Wielu ludzi słucha reggae, ale nie każdy, kto słucha reggae, identyfikuje się z rastafarianami, nie każdy fan jest rastamanem. Czy Ty sam czujesz się rastamanem?

Zacznijmy od tego, że słucham różnego rodzaju muzyki. Nie jestem też rasta. Lubię tę muzykę. Identyfikuję się z większością zasad i założeń życia rasta, na tym to polega. Podoba mi się to, że bardzo mała wysepka i bardzo niewielka społeczność wyrzutków dała wyraz siebie w tym świadomym gatunku muzyki. To było znaczące dla wielu ludzi na całym świecie, to bardzo ważne. To oczywiście przykład... wolności, jak sądzę. I to jest to, co lubię. Ale to nie jest mój wybór. To nie jest tak, że myślisz sobie: od jutra będę słuchaczem muzyki reggae. To muzyka decyduje. Jeśli pytasz, czy można słuchać reggae bez utożsamiania się z rasta, moja odpowiedź brzmi: tak! Jamajka to mieszanka tak wielu odmian tej muzyki i nie każdy jest rasta. Możesz ogolić się na łyso, a wciąż czuć się rasta w sercu. Ale to nie ma dla mnie znaczenia. Pochodzimy z różnych kultur i bierzemy jakiś klucz do świadomego życia z innej kultury i od tej pory żyjemy według niego. To, co jest ważne dla mnie, to to, że musimy być wobec siebie pełni szacunku, a ten szacunek tworzymy sami. Oczywiście, można teraz powiedzieć, że muzyka reggae jest muzyką światową, ale tak naprawdę to jest ich muzyka, ich kultura, ich własność. Od Jamajczyków zaczerpnęliśmy filtry, ale to jest ich własność i musimy to szanować. Trzeba też poznać siebie. Nie pochodzę z Jamajki. Nie mogę udawać, że jestem Jamajczykiem. Nawet jeśli próbuję śpiewać w ich języku, to jest oczywiście pewien obraz. Tu nie planuje się niczego, możesz chcieć brzmieć jak twój ulubiony artysta, ale to wszystko. Świat jest otwarty i gość z Chin może marzyć o tym, żeby być jak prawdziwy Jamajczyk. To trochę zbzikowane. Ważne jest bowiem również to, żeby chronić swoją własną, narodową kulturę i troszczyć się o nią. Dlatego dla nas najważniejsze jest to, żeby tworzyć jak najlepszą muzykę, jaką jesteśmy w stanie zrobić i okazywać szacunek Jamajce, bo to jest miejsce, skąd ta muzyka pochodzi i do którego należy.

Byłeś na Jamajce. Jakie jest Twoje doświadczenie?

Byłem tam cztery razy. To jest "piekło i niebo" jednocześnie. Kiedyś spotkałem tam człowieka, ważnego dla mnie, który ostatnio nagle zmarł. Nie mogłem przyjechać tam, zanim to się stało. Teraz czuję ogromną stratę. Oczywiście, większość z tych razy, kiedy tam byliśmy, spędzaliśmy na wakacjach albo pracowaliśmy w studiu, np. z Paolo Baldinim. To jest wyspa pełna muzyki, pozytywnych wibracji, ale to także wyspa pełna przemocy i innych rzeczy. Dlatego mówię: "piekło i niebo" jednocześnie.

A co, jeśli chodzi o intro do najnowszej płyty, czyli "Call Back The Love". Czym jest dla Ciebie miłość?

Ooo... To dobre, ale bardzo trudne pytanie. Pozwól mi pomyśleć. Może najpierw kilka słów o intro. Mój brat napisał je z zamysłem, że to miała być osobna piosenka, ale potem uznaliśmy, żeby zostawić utwór w takiej właśnie krótkiej, poniekąd niedokończonej formie (utwór "Call Back The Love" ma tylko jedną zwrotkę - przyp. red.). Jest idealny jako intro do płyty. Mnie się to podoba - nawet jeśli piosenka jest krótka, nawet jeśli nie ma jakiegoś punktu zaczepienia. Wolę tak. To też sprawia, żeby słuchać jej znów i znów i tak w kółko. Zarówno intro, jak i inne utwory zawarte na całym albumie są przejmujące i mają tę samą moc. A czym jest dla mnie miłość? Nie wiem, to trudne. Miłość to... jakiś motor, silnik, który porusza wszystko. Miłość to miłość, po prostu. Nie ma słów, które by pozwoliły to opisać. Wszyscy wiemy, czym jest miłość, ale trudno o tym rozmawiać.

Pytam też dlatego, że inna Wasza piosenka, "Bun Mi Heart", nie z albumu "Large", opowiada o niespełnionej miłości, może nawet trochę destrukcyjnej.

To trochę inny rodzaj miłości. "Bun Mi Heart" jest o miłości między mężczyzną a kobietą. Oczywiście, możemy mówić o różnych rodzajach tego uczucia: miłości właśnie między mężczyzną a kobietą, miłości między bratem a siostrą, miłości między mamą i tatą. "Bun Mi Heart" to piosenka o miłości w związku, "Call Back The Love" to z kolei utwór o miłości Wszechświata, szerzeniu miłości między ludźmi. Taka jest różnica.

Ale wróćmy do tematu miłości. W "Bun Mi Heart" słyszymy: "Błagam, zostań ze mną". Może ta prawdziwa, autentyczna miłość między mężczyzną a kobietą nie wymaga tego, by błagać o uczucia. To uczucie po prostu jest.

Okej, teraz wiem, co miałaś na myśli!

Oczywiście, to brzmi bardzo nośnie, ale każdy - zarówno mężczyźni, jak i kobiety - popełniają ten sam błąd, ja też. I czasami błagają o miłość. Tylko czy wtedy jest ona prawdziwa?

Kiedy pisałem ten utwór, byłem w związku, ale teraz jestem wolny. Kiedy piszesz tekst, pozwalasz wyrzucić z siebie to, co cię dręczy. Czasami musisz, bo na przykład nie ma żadnej komunikacji między tobą a twoim partnerem. I też musiałem to z siebie wyrzucić. Ale to była miłość. Czasami musisz błagać, szczególnie dziewczyny. Musisz błagać. Ale to ten rodzaj utworu, po który nie chciałbym sięgać nigdy więcej. Rzeczywiście, to utwór o desperackiej miłości. Był taki rozdział w moim życiu, ale jest już zamknięty, mam nadzieję. Mimo to jestem szczęśliwy, że ten utwór powstał. To moja ulubiona piosenka spośród wszystkich, napisana przeze mnie. Gdybym miał jednak podsumować: to był dla mnie trudny czas.

Czyli muzyka, proces tworzenia to dla Ciebie również sposób wyrzucenia z siebie emocji?

To zależy. Nie wszystko jest kwestią emocji. Trudno o tym rozmawiać, ponieważ muzyka jest muzyką, sztuka jest sztuką, po prostu to robimy. Czasem nie mieści się to w żadnych definicjach, kategoriach. W tamtym przypadku, w procesie tworzenia "Bun Mi Heart", był to celowy proces. Nie zawsze tak jest. W przypadku większości utworów, które piszemy, jest tak, że potrzebujemy coś przekazać, o czymś powiedzieć. To rodzaj wyrażania siebie. Jest to w pewnym sensie dobre dla zdrowia psychicznego. Ale to zależy. Czasem robimy to celowo, czasem dlatego, że uważamy, że ludzie powinni o czymś usłyszeć.

Pewien rodzaj przekazu.

Właśnie! Przekaz lub coś więcej. Zwykle o tym nie myślę, nie analizuję, po prostu to robię. Tak samo z słuchaniem muzyki. Nie wiesz do końca, dlaczego słuchasz tej konkretnej muzyki, tego utworu, po prostu go słuchasz.

Pochodzicie z Włoch. Wasze korzenie są we Włoszech, tak?

Wielu o to pyta i wielu sądzi, że nasi przodkowie są z jakiegoś innego kraju. Ale nie, jesteśmy stuprocentowymi Włochami. Pochodzimy z małego miasteczka Pordenone.

Ty i Jacopo pracujecie razem. Jak to jest między braćmi? Kochacie się i nienawidzicie jednocześnie, jak to czasem bywa w relacjach między braćmi? A może wcale nie?

Nigdy nie było między nami nienawiści. Jesteśmy bliźniakami, więc kochamy się nawzajem, ale nie mówimy o tym zbyt dużo, ponieważ to wiemy. A oprócz tego robimy wiele rzeczy razem, razem pracujemy, to wystarczy.

Ale musi to być trudne: pracować z bratem, potem spędzać też razem wolny czas.

Tak było w przeszłości. Wtedy było to trudniejsze, ponieważ nie byliśmy tak dojrzali jak teraz. Ale dziś mamy po trzydzieści lat. Kiedy jesteś młodsza, potrzebujesz tego czasu tylko dla siebie, dlatego kiedy mieszkaliśmy razem, pracowaliśmy razem, było na pewno trudniej. Ale teraz nie mieszkamy razem, mamy osobne mieszkania, oddzielne życie. Dlatego w 100 procentach lubię pracować ze swoim bratem.

Byliście myleni ze sobą? Mieliście jakieś zabawne sytuacje z tym związane?

Tak, było ich bardzo wiele. Często dziewczyny do mnie piszą: "O, jesteś taki piękny, przystojny". I potem wysyłają mi zdjęcie mojego brata. A ja im odpowiadam: "To nie jestem ja, to mój brat, zakochałaś się w moim bracie, nie we mnie". Kiedyś pojechaliśmy do Meksyku, tylko ja i mój brat, promowaliśmy płytę. Po tamtym show koło backstage'u kręciła się jedna dziewczyna. W końcu bardzo chciała sobie zrobić zdjęcie, a ja poprosiłem Jacoba, żeby jeszcze wyszedł do fanów, nawet z nią nie gadałem. Miałem wrażenie, że jest trochę nienormalna. Wiesz, różni ludzie cię zaczepiają, zagadują, czasem trzeba uważać. Wolałem się zdystansować. Po dwóch tygodniach, kiedy wróciłem do Włoch, dostałem wiadomość na Messengerze od tej samej dziewczyny: "Koncert był niesamowity. Jechałam 50 godzin busem, żeby dotrzeć na miejsce koncertu itd. itd.". A potem: "PS. Jesteś niesamowity, niezwykły" (coś takiego, nie pamiętam) i dalej: "nie taki jak twój brat-pizda". I potem wysłała też zdjęcie, a na zdjęciu ona była z nim, nie ze mną, więc to ja byłem tym bratem-pizdą według niej.

A jacy są polscy fani, fanki?

Mamy tutaj nie tylko fanów, także przyjaciół. Takich, których poznaliśmy po naszym pierwszym koncercie we Wrocławiu.

Jakie są Wasze dalsze plany? Są już jakieś pomysły na kolejny album?

Dopiero ukazał się "Large", dlatego póki co skupiamy się na promocji tej płyty. Trasa koncertowa jest bardzo intensywna, będziemy w trasie jeszcze w pierwszych tygodniach września, potem znajdzie się chwila na wypoczynek, tak sądzę. Może ujawnimy jakiś nowy materiał, ale to nie będzie nic nowego, kolejna płyta pewnie za co najmniej rok. Nie będziemy pracować nad nowym albumem przed 2019 rokiem. A tej zimy czeka nas kolejna trasa. Mam nadzieję, że polecimy za morza z tym albumem.

Wrócicie jeszcze do Wrocławia?

Tak, mam nadzieję, że tak, chcielibyśmy.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

rozmawiała
Kinga Czernichowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto