- Chcemy się do tego dobrze przygotować - mówi Artur Pawłowski z Urzędu Gminy w Marciszowie. - Nie wolno nam powtórzyć błędu, który popełniono przy wskrzeszaniu połączeń z Legnicy do Jerzmanic-Zdroju.
Pociągi wróciły tam w grudniu 2008 roku tylko po to, aby niespełna rok później zaprzestać kursowania. Woziły powietrze, bo rozkład jazdy kompletnie rozmijał się z potrzebami pasażerów.
Po zbudowanej pod koniec XIX wieku trasie kolejowej łączącej Marciszów z Wojcieszowem ostatni pociąg pasażerski przejechał w 1995 roku. Pięć lat później wstrzymano tutaj także ruch towarowy, a w 2006 roku linię całkowicie usunięto z ewidencji PKP. Lokalni samorządowcy nigdy się z tym nie pogodzili. Byli gotowi sami przejąć niszczejące tory i je wyremontować. Rozmawiali też ze spółką Pol-Miedź-Trans o puszczeniu pociągów. Wszystkich ubiegł wałbrzyski oddział spółki PKP Polskie Linie Kolejowe, który w 2008 roku oczyścił 16-kilometrowe torowisko z drzew i krzewów, naprawił i udostępnił przewoźnikom.
Dziś jeżdżą tędy składy towarowe, ale i Marciszów, i Wojcieszów mają większe ambicje. Według Artura Pawłowskiego, pociągi osobowe zintegrowałyby dwa regiony. Wojcieszowianie mogliby w Marciszowie przesiąść się do busu do Kamiennej Góry. Mieszkańcy Marciszowa uzyskaliby możliwość dojechania (także z przesiadką) do Złotoryi i Legnicy - miast, które dziś są dla nich praktycznie niedostępne.
- Istniejącą sieć kolejową można bez problemów uzupełnić o transport pasażerski, który mógłby się odbywać małym szynobusem - mówi Artur Pawłowski. - W naszym przypadku im mniejszy szynobus, tym lepiej. Taki malutki szynobusik należący do Przewozów Regionalnych kursuje raz, dwa razy dziennie na równie króciutkiej trasie z Żar do Niegosławic, dzięki czemu mieszkańcy zyskali połączenie z Zieloną Górą.
- Myślę, że wielu mieszkańców chciałoby się przejechać szynobusem, chociażby z ciekawości - mówi Anna Pańczyńska, mieszkanka Marciszowa. - Na pewno zabrałabym dzieci na wycieczkę, zwłaszcza że nigdy nie byliśmy razem w Wojcieszowie. Oba miasta leżą tak blisko, a się nie znają. Pociąg ułatwiłby kontakty.
Włodzimierz Ziemniak z Wojcieszowa, choć z sympatią obserwuje działania obu gmin, obawia się o frekwencję na trasie. - Za mało nas dziś chyba łączy z Marciszowem, aby to mogło się udać - uzasadnia. - Ale po przedłużeniu tej linii z jednej strony do Złotoryi, z drugiej do Czech, weekendowe pociągi mogłyby kursować jako atrakcja turystyczna. Na nie pewnie byłoby zapotrzebowanie.
Dolnośląski urząd marszałkowski nie mówi "nie".
- Samorząd województwa stawia na kolej - przekonuje Marta Libner-Zoniuk, rzeczniczka prasowa DUW. - Uważamy, że nie ma lepszego sposobu na ułatwienie mieszkańcom dojazdu do szkół, do pracy, na uczelnie. Dlatego na przykład zdecydowaliśmy się na przejęcie i uruchomienie linii kolejowej z Wrocławia do Trzebnicy. Jesteśmy przed przejęciem i rewitalizacją trasy z Wrocławia do Świdnicy, żeby puścić tędy pociąg Kolei Dolnośląskich. A już w lipcu będzie otwarta nasza linia Harrachov - Szklarska Poręba.
Casus Lubina
Dobre chęci samorządowców to za mało, by uruchomienie pociągu miało sens.
W 2007 roku, po namowach władz Lubina, spółka PKP Przewozy Regionalne reaktywowała pociągi pasażerskie na trasie z Legnicy do Lubina. Część połączeń po kilku miesiącach wykreślono z rozkładu jazdy, bo okazało się, że niewiele osób z nich korzystało. Inne zostały, ale frekwencja na trasie jest niewielka. Są pociągi, którymi prócz drużyny konduktorskiej podróżuje mniej niż 10 osób. Powód? Fatalny stan torów. Na pokonanie trasy z Legnicy do Lubina pociąg potrzebuje prawie godziny. Busy docierają na miejsce dwa razy szybciej.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?